Głuchy telefon z dziadkiem

W jakich językach będą mówić nasze „mieszane” pociechy? Jak będziemy je tych języków uczyć? Podejmując te decyzje często zapominamy o… dziadkach.

scianabanner3

Mamy w rodzinie taką Ciocię Bożenkę. Jej jedyna wnuczka Kasia mieszka z rodzicami w Danii. Mama Kasi jest Polką, tata Duńczykiem. Kasia świetnie mówi po angielku i po duńsku, trochę zna chiński. Co do polskiego… Powiem tak: swego czasu mama Kasi postanowiła nie zawracać córce głowy swoim językiem ojczystym. I rzeczywiście, nie zawracała.

Każdy kolejny rok Cioci Bożenki niestety nie odmładza. Jej córka jest tego świadoma więc w ostatnich latach stara się często ją odwiedzać. Nieraz przylatuje razem z Kasią, a to już powód dla spotkania rodzinnego. Bywam czasem na tych spotkaniach i serce mi się kraje. To spojrzenie Cioci Bożenki, kiedy patrzy na swoją Kasię…

Nie mogą porozumieć się bez tłumacza, a za tą rolą nikt z rodziny jakoś nie przepada. Owszem, Ciocia Bożenka jest na bieżąco z najważniejszymi wydarzeniami w życiu Kasi, a Kasia również wie, co tam ogólnie słychać u babci. Ale co z tego? Ciocia Bożenka nie ma możliwości, by dowiedzieć się czym Kasia żyje, co ją fascynuje i dlaczego, o czym marzy. Nie może też przekazać Kasi najcenniejszego co ma: swojego kobiecego doświadczenia. A Kasia może i chciałaby tak móc pogadać z Ciocią Bożenką jak wnuczka z mądrą babcią… Ale niestety. Nie jest jak na załączonym obrazku.

Dziewczyna coś szepcze na ucho babci albo całuje ją.
Źródło

Jak to się stało?

Dwudziestopięcioletnia Kasia nie jest bynajmniej jedynym w swoim rodzaju dzieckiem z rodziny mieszanej, któremu nie dane było poznać języków obojga rodziców. Najczęściej powodem do podjęcia takiej decyzji jest strach, rzadziej lenistwo. Tak, najzwyklejszy w świecie strach o dziecko! Obawy, że dziecko będzie „nie takie jak inne”, że zostanie obiektem kpin w szkole, że będzie kojarzone z narodowością mamy lub taty i przez to narażone na szykany. Są też obawy innego rodzaju: że dwujęzyczność zaburzy rozwój dziecka, że będzie miało przez to problemy w szkole…

Z drugiej strony mamy modę na bezmyślne stosowanie tzw. metody OPOL: „jeden rodzic – jeden język”. Nie mam nic przeciwko tej metodzie samej w sobie, natomiast zawsze uczulam podczas konsultacji na to, że ta metoda nie jest uniwersalnym rozwiązaniem problemu dwujęzyczności. Nie wiem skąd się wzięło to przekonanie w środowisku rodziców wielojęzycznych dzieciaków! Niby wystarczy gadać z dzieckiem w swoim języku i dziecko ten język będzie miało w kieszeni, bez wysiłku i śpiewająco. A że zakres tematów, na które nasza pociecha będzie mogła z pełnym komfortem się wypowiedzieć, jest raczej ograniczony, no i co z tego? Jak będzie chciało to później doszlifuje. A w międzyczasie niech się pouczy jeszcze hiszpańskiego i japońskiego – wszystko się w życiu przyda.

Wielojęzyczna dzięwczyna się uczy języków z laptopem
Źródło

Boimy się o dziecko, albo oszczędzamy mu wyolbrzymionych kłopotów, a może zachwycamy się ideą wielojęzyczności (im więcej tym lepiej) – i za tym wszystkim nie dostrzegamy czegoś ważnego. Kogoś ważnego. Dziadków naszego skarba, żyjącego za górami, za lasami i ćwierkającego we wszystkich językach świata.

Niewidzialny dramat

A przecież dziadkowie tęskną na swoimi wnuczętami i cieszą się z każdej okazji, kiedy mogą z nimi porozmawiać. Osobiście albo przez internet, jakkolwiek. Wnuczęta dorastają gdzieś daleko i należą do innego świata. Nawet jeżeli dziadkowie mają szczęście i wnuki jakoś tam mówią w ich języku, czas i tak gra przeciwko nim. Pięciolatek dzieli się wrażeniami z zabawy w przedszkolu, do tego bogatego słownictwa nie potrzeba. Ale szesnastolatek już ma głowę pełną marzeń i projektów, obrazów i skojarzeń, skomplikowanych emocji i poważnych decyzji. Jak to wszystko ma zmieścić w języku, po który sięga jedynie rozmawiając w kuchni do kotleta z jednym z rodziców? Już lepiej nic nie mówić…

Zródło
Źródło

Dziadkowie też czują się zagubieni. Jak tu przekazać wnukom doświadczenie, wspomnienia i całokształt historii rodziny? Jak opowiedzieć o kraju, z którego wnuczek przecież pochodzi? Jak zafascynować swoim życiem? Ubóstwo wspólnego języka nie pozwala na przekazanie najważniejszych treści. I tak powoli zanika więź, a nić łącząca pokolenia wydaje się rozpływać w powietrzu.

Nie przesadzam, bynajmniej. Z moich rozmów z dziadkami wnuków mieszkających za granicą w wielonarodowych rodzinach wynika jedno: dla wielu dziadków powierzchowna znajomość przez wnuków polszczyzny to prawdziwy dramat. A jeżeli wnuczęta w ogóle nie znają polszczyzny – to często staje się to prawdziwą tragedią.

Rzecz jasna, bywa różnie. Są rodziny, w których głęboki rów nie do przeskoczenia dzieli dziadków i wnuczków mieszkających tuż obok siebie. Zdarza się, że takim rowem staje się sam fakt emigracji i nie trzeba tu żadnych zagranicznych zięców ani synowych. Ale mogą być przecież też inne, szczęśliwsze scenariusze!

Totalny brak wspólnego języka oznacza brak potencjału do nawiązania więzi. Zamiast rowu, który jednak nie zasłania widoczności i można zza niego chociaż obserwować, jest mur. Można tylko pukać w nadziei, że ktoś się odezwie. Ale ubóstwo wspólnego języka nie jest o wiele lepsze, gdyż nie pozwala tej więzi się rozwinąć. Owszem, da się rozmawiać, tylko te rozmowy przypominają zabawę w głuchy telefon.

Działamy!

Jak oszczędzić naszym rodzicom albo teściom smutku z powodu ograniczonego kontaktu z naszymi w połowie polskimi dziećmi? Oto kilka ważnych zasad.

Dziadkowie i wnuczęta może dwujęzyczne
Źródło

1. Nie poddawaj się swoim strachom!

2. Dowiedz się jak najwięcej o wpływie dwujęzyczności na rozwój dzieci.

3. Precz z kompleksami – o ile się ich ma – związanymi z własnym cudzoziemskim pochodzeniem!

4. Jeżeli wygląda na to, że obawy dotyczące potencjalnych szykan i innych mało przyjemnych rozgrywek w szkole są słuszne, warto opracować całą strategię: jak obronić dziecko przed przejawami ksenofobii i jednocześnie zaszczepić mu szacunek do mojego języka? W niektórych sytuacjach to może być trudne, ale zawsze można zwrócić się do specjalisty od dwujęzyczności albo do konsultanta międzykulturowego.

5. Systematycznie rozwijaj znajomość tych języków, w których dziecko może rozmawiać z dziadkami. Wymiana zdań na temat „jak było w szkole” to niestety za mało.

6. Warto też aktywnie angażować w operację pod tytułem „rozwój językowy naszego skarba” samych dziadków! O tym, jak to można robić, będzie następny post.

Tytułem epilogu

Nasza Ciocia Bożenka lubi, jak wszyscy się dobrze bawią przy stole. I tak zazwyczaj jest – wszak mistrzów ciętej riposty w rodzinie nie brakuje. Wyjątkiem jest Kasia. Jako jedyna nie rozumie, dlaczego reszta zrywa boki. I uśmiech Cioci Bożenki gaśnie, kiedy rzuci ona na Kasię kochające spojrzenie.