Dla tych, którzy chcą więcej się dowiedzieć o mnie i o etapach powstawania tego blogu
Zacząć należy od stwierdzenia faktu, że Rosjanka studiowała w Moskwie polonistykę. Jest to marginalny kierunek studiów, chociaż nie najrzadszy. W porównaniu z powiedzmy filologią bułgarską czy słowacką polonistyka prezentuje się całkiem nieźle.
Polska była egzotyką, a egzotyka mnie pociągała od chwili, gdy wkroczyłam w wiek nastoletni. Co czekawego mogła mi zaproponować oblegana wówczas anglistyka, jak ja jeszcze jako piętnastolatka zrobiłam First Certyficate z najwyższą oceną? Teraz chciałam uczyć się jakiegoś nowego języka od zera, żeby było ciekawiej. Co mi tam modna iberystyka, jak hiszpańskie piosenki Ricky’ego Martina słychać było z każdego okna? Filologia włoska? Już lepiej, ale we Włoszech byłam, a więc niespodzianka zepsuta. Studia skandynawskie? Tam jest zimno i w ogóle, cała ich mitologia była za bardzo brutalna jak na moje dziewczęce gusta.
Na tym tle slawistyka wyglądała naprawdę atrakcyjnie. Niby blisko i swojsko, a jednak tajemniczo i pociągająco. Wyobraźnia rysowała mi niedostępne knieje z pogańskimi ołtarzami na każdym kroku… Parujące nieprzebyte mokradła, nad krótymi roznoszą się pozaziemskie przeciągłe odgłosy… Powstające z oparów przerażające półprzezroczyste postacie o długich włosach… Studia muszą być z dreszczykiem – tylko tak! Do tego doszły mające już zupełnie inny charakter skojarzenia z Polską: Warszawa, Chmielewska, „Studnie przodków”, rodzinne legendy o przodku-powstańcu (które, jak się później okazało, miały mało wspólnego z rzeczywistością, ale swoją rolę odegrały) i perspektywa współpracy z biurem turystycznym, do czego znajomość polskiego bardzo by się przydała. W ten sposób na początku nowego tysiąclecia zostałam studentką polskiej filologii na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym i zaczęłam poznawać nieznany ląd.
Na trzecim roku znowu poczułam ten dreszczyk i zachorowałam na komunikację międzykulturową. Z tego właśnie powodu wymyśliłam sobie bardzo specyficzny temat pracy magisterskiej – o nieporozumieniach Polaków i Rosjan na gruncie odnienności kulturowej. Dopiero dziesiaj, mając za sobą siedmioletnią męczarnię z doktoratem o tym samym – prawie – tytule, potrafię ocenić, jak ambitne i jednocześnie naiwne było to posunięcie. Chciałam pisać o kontrastach kulturowych, ale nie wiedziałam, co do czego należy porównać! Poza tym, z wielkim zdziwieniem odkryłam, że w zakresie dostępnej dla mnie literatury nie ma ani jednej książki o typowo polskiej mentalności, ani o modelach zachowania. Moja ówczesna promotorka, wspaniały naukowiec i pedagog prof. dr hab. Wiktoria Krasnych wysłuchała moich wyżaleń i powiedziała, dosłownie:
– Moja droga, ale cóż to za problem! Jeżeli książki, którą chce się przeczytać, jeszcze nikt nie napisał, trzeba ją napisać samemu!
Osłupiałam, ale kiedy doszłam do siebie, pomyślałam, że coś w tym jest. Skorzystałam więc z okazji i odważnie pojechałam na rok do Warszawy. Przeszłam dość dużą selekcję i dostałam roczne rządowe stypendium na staż naukowo-badawczy w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego (dalej będę nazywać to niesamowite miejsce IEiAK UW). Wykorzystałam ten czas, by odetchnąć trochę od mojej ukochanej filologii i jednocześnie zgromadzić materiał do pracy magisterskiej. Chodziłam na wykłady z etnografii i historii krajów Afryki, Azji i innych tak zwanych „społeczeństw pozaeuropejskich”, uczyłam się suahili i zawzięcie czytałam wszystko, co biblioteka uniwersytecka miała do zaoferowania w zakresie teorii komunikacji międzykulturowej. Czytałam polskie gazety i książki, obserwowałam prawdziwych Polaków w ich środowisku naturalnym i podsuwałam ludziom ankiety do wypełnienia. W IEiAKu wytłumaczono mi, że to co robię to nie jest byle co, tylko badania terenowe. Tak więc siedziałam „w terenie”, jak Malinowski na Wyspach Trobriandzkich, i badałam sobie instytucje kultury tubylców.
Po roku wróciłam do Moskwy i napisałam pracę magisterską na sto stron nie licząc bibliografii, na której widok recenzent mi zbladł. Owszem, wiele się dowiedziałam na temat Polaków, ale to niestety nie zaspokoiło mojego głodu wiedzy i zrozumienia. Narkotyk pracy badawczej już krążył w mojej krwi. W ten oto sposób, po różnych przygodach, zostałam doktorantką w IEiAKu.
C.d.n.